sobota, 3 listopada 2012

Rozdział 1

"Często dar jest niewiel­ki, ale sku­tek z niego ogromny."

          Tego dnia ból rozsadzał mi głowę bardziej niż zwykle. Nie była to jednak zwykła migrena - cały dzień miałam uczucie, jakby coś zgniatało mi mózg wewnątrz czaszki, a kiedy ból słabł na godzinę, dwie, nagle powracał ze zdwojoną siłą.
          Tak było i teraz.
          Stałam przed lustrem, szczotkując długie, brązowe włosy, gdy niewidzialna pięść zacisnęła się w środku mojej głowy. Ból był o wiele silniejszy niż wcześniej. Szczotka wypadła mi z ręki, a ja oparłam się o biurko, stojące obok dużego lustra, aby nie upaść. Odczekałam w tej pozycji całe pięć minut, jednak dużo to nie pomogło.
          Wiedząc, że jeśli będę zwlekać jeszcze dłużej, spóźnię się na lekcje na tyle, że nauczycielka mnie wyrzuci z sali, podniosłam szczotkę, spojrzałam ostatni raz w lustro, poprawiłam opadającą mi na oczy grzywkę i wyszłam.
          Pogoda odpowiadała mojemu dzisiejszemu nastrojowi - była paskudna. Lało jak z cebra, chmury skutecznie zasłaniały słońce, nie przepuszczając ani jednego jego promienia. Stojąc jeszcze przed drzwiami mojego domu, rozłożyłam parasol. Ruszyłam w stronę uliczki, modląc się tylko bym nie wygwizdnęła się w żadną kałużę w tych moich botkach na wysokim obcasie.
          Do szkoły nie miałam daleko. Dojście do niej przy moim szybkim tempie zajmowało mi zaledwie piętnaście minut. Mimo to, gdy stanęłam przed moją szkolną szafką, czułam, że cała przemokłam, a pode mną, na podłodze, właśnie utworzyła się mała kałuża ze spływającej ze mnie deszczówki.
- Uh, cała przemokłaś - obwieściła Mikki, jedna z moich szkolnych koleżanek, podchodząc. Zachichotała przy tym niczym mała dziewczynka. Kiedy miałam gorszy humor, ten chichot doprowadzał mnie do szału.
- Zdążyłam już to zauważyć - powiedziałam, starając się nie zdradzić rozdrażnienia.
          Gdy już zdjęłam skórzaną kurtkę, schowałam ją i parasol oraz wyjęłam potrzebne książki i zeszyty, zamknęłam szafkę i ruszyłam w stronę klasy. Mikki, krocząca tuż obok mnie, wzięła mnie pod ramię, a ja uśmiechnęłam się krzywo.
          Miałam gorącą ochotę, aby ten dzień już się skończył.


***


          Przerwa na lunch trwała pół godziny. Był to idealny czas, aby wyrwać się ze szkoły do jakiejś pizzerni lub knajpy z innym fast-foodem, najeść się, spalić ewentualnego papierosa i wrócić ze spokojem na zajęcia. Dzisiaj jednak zamiast pizzerni, grupka moich znajomych wybrała kawiarnię - a raczej wybrała Mikki, która ubzdurała sobie, że mój ulubiony deser czekoladowy poprawi mi humor i wyleczy mnie z bólu głowy.
          No dobrze... W jednym miała rację - moje samopoczucie odrobinę się polepszyło.
- Ava, jak myślisz - spytała mnie szeptem Emma, blondynka jeszcze ciężej myśląca od Mikki - może ta twoja migrena, to jakiś guz?
          Jej szept usłyszał jednak każdy przy naszym stoliku, bo siedziała dokładnie naprzeciwko mnie. W jednym momencie Mikki, Kayla, Austin, Dylan i Tanner, wszyscy moi przyjaciele, wpatrzyli się we mnie wyczekująco. Mikki i Emma wydawały się być całkowicie przekonane co do tej wersji, aczkolwiek reszta była zwyczajnie ciekawa co ja na to.
- Przestań. - Machnęłam ręką, po czym wróciłam do wyjadania deseru z pucharka. Kiedy jednak wszyscy dalej się na mnie gapili, uśmiechnęłam się zdawkowo i odchrząknęłam. - Wątpię, żeby to był guz, czy jakaś choroba. Naprawdę. Ot, zwykła migrena.
- A jeśli nie? - Tym razem odezwał się Tanner, chudy brunet, którego dotychczas uważałam za najbardziej rozgarniętego z całej grupki. - Wiesz... W sumie Ems może mieć rację. Ból musi mieć jakieś przyczyny.
- Ok, ok, mamusie - mruknęłam, wywracając oczami i wstając. - Obiecuję, pójdę do lekarza. Dzisiaj... Albo jakoś w tym tygodniu. - Uśmiechnęłam się lekko na potwierdzenie, że naprawdę mam zamiar to zrobić.
          Tanner spojrzał na mnie trochę podejrzliwie, ale nic już nie powiedział. Zwinęliśmy się z kawiarni i ruszyliśmy z powrotem do szkoły - prosto do ławek w sali matematycznej, gdzie pani Watts, zgrzybiała, przypominająca ropuchę nauczycielka, mieszkająca tuż obok mnie, zmierzyła nas złowrogim spojrzeniem. A to oznaczało tylko jedno - sprawdziany poszły jak zwykle tragicznie.
- Siadać, nieuki - powitała nas swoim skrzeczącym głosem.
          Nie zwlekając, wstała i rozdała sprawdziany. Kiedy pojawiła się przy mojej ławce, jej spojrzenie nie złagodniało, ale wiedziałam, że powie to samo co zawsze:
- Nieźle, Sanderson.
          Dostałam A. Z tego przedmiotu zazwyczaj dostawałam A lub B. Matematyka była jedynym przedmiotem ścisłym, który uważałam za całkiem prosty. Niestety, chemia czy fizyka były już dla mnie czarną magią. Prócz mnie dosyć dobre z matmy były jeszcze zaledwie dwie osoby z całej klasy, reszta jechała ledwo na D. Dlatego też, gdy niemal wszyscy omawiali pracę klasową i błędy, ja miałam wolną lekcję. Oparłam łokcie na ławce i zaczęłam pocierać palcami pulsujące skronie. Zamknęłam oczy, próbując myśleć o czym innym niż ten okropny ból. Przez jakieś piętnaście minut wsłuchiwałam się w ciszę panującą  w klasie.
          Nagle usłyszałam czyjś głos. Wydawało mi się, że należał do Kayli, ale coś mi nie pasowało. Nie byłam też pewna, bo zdanie, które wypowiedziała, zawierało cichą lukę w środku i było jakby niedokończone. Brzmiało to trochę tak, jak zagłuszenia w radiu. Obejrzałam się na nią - siedziała dwie ławki za mną. Wyglądała jakby usilnie zastanawiała się nad szczególnie trudnym zadaniem.
          Musiałam się przesłyszeć. Zdecydowanie.
          Odwróciłam się z powrotem i... znowu to usłyszałam. Niewyraźne, urywane słowa. Byłam już pełna, że to Kayla coś mówiła. Ale wtedy też ból powiększył się. Zmarszczyłam brwi, próbując powstrzymać się od cichego jęku. Znów spojrzałam na Kaylę. Dalej słyszałam jej niezrozumiały do końca głos, ale ona wciąż pochylała się  nad zeszytem. I na pewno nic nie mówiła. Rozejrzałam się po reszcie klasy. Nikt nic nie mówił, ani nawet nie mamrotał.
- Avery? - Tym razem głos był inny, całkiem wyraźny.
- Tak, pani Watts?
- Dobrze się czujesz? - Kobieta poprawiła okulary na nosie i zaczęła mi się uważnie przyglądać.
- Tak... - odparłam niepewnie. - Tak, dobrze się czuję.
- Mhm - mruknęła Watts. - No to chodź do tablicy i pokaż jak rozwiązałaś zadanie piąte.
          Wstałam powoli i podeszłam ze swoim sprawdzianem. Czułam się coraz gorzej, migrena wcale nie mijała, ani nie malała.
          Wzięłam w dłoń kredę i przyłożyłam ją do chropowatej powierzchni tablicy. Ból hamował moje myślenie i ruchy. Zakręciło mi się w głowie, kreda wypadła mi z ręki.
- Avery, na pewno...
          Nie dosłyszałam reszty zdania. Zachwiałam się i osunęłam na podłogę.


______________________________________
Ok. Pierwszy rozdział już jest. Póki co same nudy i do tego krótko, ale akcja dopiero się zacznie i wtedy na pewno rozdziały będą dłuższe i bardziej sensowne.
Przepraszam przy okazji za różne odległości akapitów, ale Word mi się chyba zepsuł i musiałam tytaj pisać... - masakra.
Wszelkie wytknięcia błędów mile widziane.